Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przyszedłszy do drzwi, służący zapukał z początku lekko, a potem mocniej.
Nie otrzymując żadnej odpowiedzi, wszedł.
Paskal leżąc na wznak, spał ciężkim snem.
— Panie, — rzekł służący z początku ciszej, lecz wkrótce podniósł ton głosu — panie!... panie!... Ej, panie!...
Przedsiębiorca podniósł ociężałe powieki.
— Co? co to jest? — zawołał niewyraźnie... — Czego chcesz?
— Panie, jakiś pan chce się widzieć...
— Niech djabli porwą natręta...
— Usiłowałem go odprawić... ani sposób... powiada że ma bardzo pilny interes.
— Niech idzie do djabła!
— Nie chce... Kazał mi panu powiedzieć swoje z nazwisko...
— Któż to jest?
— Paweł Pelissier...
Skutek nastąpił natychmiast.
Paskal zadrżał i zmieniając położenie usiadł na łóżku.
— Dobrze... — rzekł żywo. — Zaprowadź pana Pelissier do mego gabinetu i proś, żeby się chwilkę zatrzymał... Ja się ubiorę i zaraz przyjdę.
Służący pośpieszył wykonać otrzymany rozkaz.
W kwandrans Paskal wchodził do swego gabinetu.
Jak tylko się drzwi za nim zamknęły, Leopold spotkał go temi słowy: