Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Służący poszedł o tworzyć i ujrzał się w obec jegomości, którego poznał widując go często przychodzącego do swego pana.
Z miny i ubioru jegomość ten wyglądał na przedsiębiorcę robót grabarskich, mularskich lub malarskich.
— Czy można się widzieć z panem Paskalem Lantier?... — zapytał.
— Jeszcze nie.
— Dla czego?
— Pan późno powrócił... śpi i jeszcze na mnie nie dzwonił, co zawsze czy ni po obudzeniu...
— W łóżku!... o dziewiątej rano! — zawołał przybyły wzruszając ramionami. — Idź obudź swego pana, tylko żywo!... mam do niego interes...
— Ależ, panie... — odparł służący.
— Nie ma ale!... Interes który mnie sprowadza, nie cierpi żadnej zwłoki...
— Jednak...
— Dosyć już! Ruszaj jak najspieszniej i powiedz że przyszedł pan Paweł Pelissier... Słyszysz dobrze, Paweł Pelissier...
— Dobrze, panie...
Przybyły mówił, tonem tak stanowczym, albo lepiej powiedzieć, tak rozkazującym, że służący, aczkolwiek wahając się, poszedł do pokoju pana, zostawiwszy w przedsionku Leopolda Lantier, którego czytelnicy zapewne poznali pod przybranem nazwiskiem...