Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przez dnie poprzednie szukał w myśli powodu, dla którego panna Lizely wciąż względem niego trzymała się odpornie. I miłość własna wytrawnego uwodziciela, czując się podrażnioną, podsunęła mu przypuszczenie, nie pozbawione pewnej podstawy, że jeśli dotąd nie zwyciężył, to dla tego jedynie, że gdy zbliżała się chwila tryumfu, on musiał opuszczać pole walki, by się stawić przy narzeczonej.
Według jego przekonań, zarówno wódz oblegający fortecę, jak i kochanek, pragnący zdobyć serce kobiety i ją samą, nie powinni zchodzić ze stanowiska, aż po zupełnem zwycięztwie, i zdaniu się na łaskę i niełaskę oblężonych.
W tym więc celu pan de Nancey uwolnił się na przeciąg 48 godzin od obowiązków w Montmorency. Liczył na nieochybne zwycięztwo, i to go podniecało do działania.
Blanche przyjęła go jak zwykle, z zapałem źle ukrywanym. Zdradzały ją co chwila płomienne spojrzenia, namiętne wyrazy, lub drżenie przebiegające jej ciało.
Czas był duszny, powietrze ciężkie, przepełnione elektrycznością. Od strony Paryża nadciągały ołowiane chmury, zwiastując zbliżającą się burzę.
— Jak tu duszno, — powiedziała mu na wstępie młoda kobieta. Idźmy do ogrodu, tam też gorąco, lecz za to świeższe nieco powietrze...
Pan de Nancey towarzyszył jej do altanki, gdzie oboje usiedli na ławce drewnianej. Ramię Pawła służyło za oparcie jego towarzyszce. Nigdy jeszcze nie siedzieli tak blisko siebie.
Paweł szeptał jej do ucha o swej wielkiej dla niej miłości, o wielkiej żądzy posiadania jej, lecz kreśląc obraz wzrastającej wciąż namiętności, przypominał, iż wkrótce otrzyma prawo posiadania jej, którego nikt mu nie zaprzeczy.
Podczas gdy Blanche słuchała tych słów gorących, on czuł, że drzenie wstrząsało jej ciałem, widział wzruszenie na jej obliczu.