Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sposób, do dalszego wesołego życia i rozrucania pieniędzy?... Cóż wy na to?... Wszak piękne to marzenie?... Otóż marzenie owo jeśli zechcecie mi dopomódz, stanie się wkrótce rzeczywistością... Od decyzyi waszej moi panowie, zależy przyszłość moja. Cóż, zgadzacie się?
— To zależy — odparł lichwiarz.
— Jeśli nie trzeba będzie do interesu dopłacić, zobaczymy — dodał tapicer.
— Naturalnie — potwierdzili inni. — Lecz co do pieniędzy, na nie prosimy nie liczyć.
— Bądźcie spokojni, kończył hrabia — nie nie dodacie, a odebrać możecie wszystko.
— W jaki sposób?
— Zaraz wam to powiem... Nie mam już pałacu, dóbr, powozów, koni, ani kredytu... Kapitały znikły bezpowrotnie, wśród burzy spekulacyi, pozostała mi tylko jedna rzecz wartościowa i tę chętniebym spieniężył...
— Cóż to jest? — zapytali ciekawie obecni.
— Moja osoba! — rzekł Paweł tonem, jakim teatralny bohater woła przy końcu dramatu: „Ja, mówię wam, czyż to nie dosyć?“ Mam lat dwadzieścia ośm, białe zęby i ani jednego siwego włosa. Należę do najwyższych sfer spółecznych w Paryżu. Damy wszystkich światów uważają mnie łaskawie za ładnego chłopca i nazywam się: Paweł Armand Gaston hrabia de Nancey, a jest to stare nazwisko, uwieńczone starym tytułem. To wszystko razem warte, milionów... Idzie tylko o wyszukanie kobiety, — dość rozumnej i dość bogatej, by. to nabyć mogła...
— Prawda — bąknął powoźnik — lecz gdzie jej szukać?
— Gdzie jej szukać? niewiem i wcale się o to nie troszczę. Już to nie ja jej szukać będę...
— A kto?...
— Wy, moi przyjaciele..
— My! — powtórzyli zagadnięci z niekłamanem zdziwieniem.
— Tak, wy, powtarzam i znajdziecie ją poszu-