Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

naprawić... Moja kuzynka tak srodze obrażona przez ciebie, uwzględniając twą młodość i niedoświadczenie, raczy darować ci winę, której żałować będziesz... Prędko więc, chciej wyrazić jej swą wdzięczność...
Hrabina chciała odpowiedzieć, już w oczach jej zabłysł niezwykły ogień, lecz Blanche uprzedziła ją:
— Mylisz się panie hrabio, rzeczy nie tak się przedstawiają! — rzekła. — Mnie nie o to idzie... Pani hrabina musi mnie przeprosić, a potem dopiero zobaczymy...
— Tak, przeprosić... — dodał Paweł. — Słyszysz Małgorzato, masz przeprosić... Rozumiesz...
— Rozumiem, że jesteś najpodlejszym z ludzi!! — rzekła hrabina z pogardą — kiedy każesz żonie uniżać się przed swoją kochanką...
— Moją kochanką! — ryknął hrabia.
— Tak, twoją kochanką... nie zaprzeczaj! Po co?... Sama widziałam...
— Więc niech i tak będzie! — krzyknął hrabia, zrzucając maskę. — Ona jest moją kochanką i dumny z tego jestem!! Kochanką, którą ubóstwiam i bez której żyć nie mogę... Małgorzato, jesteś młodą i piękną, będziesz kochaną w życiu, sama pokochasz jeszcze... Ja zrzekam się moich praw do ciebie... Zwracam ci wolność... Ale ty nie krępuj mnie także... Pozwól mi być szczęśliwym... Pozwól mi żyć... Znieważając Blanche, oddaliłaś mnie od niej... Przepraszając zwrócisz mi ją... Małgorzato... O Małgorzato! przez litość nie wahaj się! Powiedz słowo... to jedno słowo...
Niema z oburzenia i pogardy Małgorzata, poruszyła głową przecząco.
— Ah! gdybyś ty wiedziała, ile ja cierpię! — jęczał dalej Paweł.
— Cóż mnie to może obchodzić? — rzekła hrabina.
— Więc jesteś bez litości?
— Tak bez litości?