Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Hrabia odjechał z inną kobietą, nie zapytawszy jej, czyby nie chciała też jechać z nimi, to prawda; lecz pozostawszy sama, przez dni kilka nie będzie znosić upokorzeń i odzyska we własnym domu władzę, której w ostatnich czasach całkiem pozbawioną była.
Hrabina nie domyślała się jeszcze, jak ją znieważano... Nigdy myśl, że Blanche była kochanką, nie zaś kuzynką jej męża, nie przeszła jej przez głowę.
Gdy wieczorem przyjechał René de Nangés, Małgorzata powitała go uśmiechem, który dawno już nie gościł na jej pobladłych ustach.
— Pojechali przed godziną, — rzekła podając mu rękę.
— O kim pani mówi? — zapytał René zdziwiony,
— Mąż mój i Blanche...
— Gdzież się udali?
— Do majątku mego męża w Normandji...
— Długo zabawią w podróży?...
— Tydzień czasu...
— Ah! — szepnął René, któremu ten wyjazd zdawał się znaczącym.
Poufałość, będąca wybitną cechą stosunku Pawła z panną Lizely, zwracała nieraz uwagę p. de Nangés.
Nagły wyjazd obojga podniecił czujność młodzieńca, brakowało mu jeszcze dowodów.
I tym razem rachuby panny Lizely zawiodły ją w zupełności. Stosunek Małgorzaty z baronem nie zmienił się, mimo swobody i osamotnienia.
P. de Nangés, powodowany bezgranicznym szacunkiem, opuszczał Montmorency, gdy się tylko zmierzchać zaczynało. Nie chciał wystawiać ukochanej na ciekawe spojrzenia i posądzenia szpiegów domowych.
Dnia jednego Małgorzata czekała napróżno na pana de Nangés.
Godzina za godziną mijała. Dzień upłynął. Wieczór nadszedł, po nim noc... René nie przybył...