Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/968

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W pięć minut później list podrostka z Montmartre do siostry Maryi i list irlandczyka do Arnolda Desvignes, spadły jednocześnie w głąb skrzynki pocztowej w Cherbourgu.
Był czas, ażeby pójść na obiad do hotelu, a potem na wybrzeże.
— Pozwól uczynić sobie jedną uwagę — począł Trilby, skoro zasiedli przy stole. — Oto nic łatwiejszego podczas morskiej podróży, zwłaszcza gdy fala jest nieco niespokojną, jak stracić przedmioty, które się ma przy sobie. Włóż więc swoje papiery, pieniądze i portfel do walizy. Ja, ilekroć razy płynę, nigdy nie zaniedbuję tej przezorności.
— Rada jest dobrą... Posłucham jej — rzekł chłopiec.
Jakoż, włożywszy wszystko do skórzanego kuferka, Misticot zachował przy sobie tylko portmonetkę, zawierającą dwieście franków w złocie, i nieco drobnej monety.
O trzy kwadranse na szóstą czółno wiozło go wraz z Trilbym na pokład „Mewy.”
— Wejdźcie do kabiny — rzekł Dickson — i nie wychodźcie na pokład dopóki was nie zawołam. Przeszkadzalibyście w manewrowaniu statkiem.
Irlandczyk wraz z Misticotem uczynili zadość poleceniu.
— Podnieść czółno! — zakomenderował Dickson dwóm majtkom.
Czółno zostało podniesionem i umieszczonem na tyle statku, a w jego miejsce miniaturowa ławka, mogąca pomieścić zaledwie dwie osoby, uczepioną została do brzegu okrętu w ten sposób, że w każdej chwili mogła być spuszczoną na morze.
Podniesiono kotwicę, Dickson pochwycił za ster, a majtkowie rozpięli żagiel. Statek płynął zrazu zwolna za ruchem bałwanów, a skoro żagle wydęty się pod działaniem wiatru, począł szybko mknąć dalej.
W kwadrans był więcej niż o milę od wybrzeża.
— Pasażerowie mogą wejść na statek, jeżeli się im podoba! — zawołał Dickson.