Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/954

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Obaj towarzysze podróży, kupiwszy bilety do pierwszej klasy, wsiedli do jednego przedziału.
W wieku Misticota łatwo się zawierają stosunki przyjaźni, zresztą okazywana widocznie uprzejmość Trilbego jednała mu zaufanie chłopca.
Zresztą, czegóż mógł się obawiać ze strony tego agenta ubezpieczeń na życie?
Za przybyciem do Mans byli już z sobą na stopie najściślejszej znajomości. Pociąg do Caën natychmiast odchodził, mieli zaledwie czas przesiąść się z jednego wagonu do drugiego.
W Caën przeciwnie, przyjechawszy o jedenastej wieczorem, zmuszeni byli wyczekiwać do drugiej minut dwadzieścia po północy na pociąg przychodzący z Paryża.
Czem sobie czas zająć przez te trzy godziny? Wieczerza. Poszli więc na kolacyę do sąsiedniej restauracyi, gdzie Misticot powiadomił się o odpłynięciu okrętów do Plymouh.
Żaden ze statków nie pełnił służby wprost z Cherbourga do Plymouth. Udawały się one tam przez Southampton lub Weymouth.
Z jednego lub drugiego z tych miejsc Wisticot dojechać mógł do Plymoth drogą żelazną.
— Nie będziesz pan mógł wylądować tym sposobem, jak pojutrze — rzekł Trilby. — Co do mnie, skoro tylko list otrzymam, bądę wiedział, czyli mi wypadnie jechać razem z panem.
O oznaczonej godzinie obadwa wsiedli na pociąg i przybyli do Cherbourga o w pół do siódmej rano.
Misticot w towarzystwie Trilbego udał się do biura żeglugi. Okręt wypływał do Weymouth, drugi miał wyruszyć nazajutrz do Southamptonu. Pozostawiało to Trilbemu cały dzień czasu do ułożenia swych planów.
— Jechać wraz z nim do Anglii byłoby dla mnie niebezpiecznem — mówił do siebie irlandczyk. — Jakaś nieprzewidziana okoliczność mogłaby dać mnie poznać policyi... przezornym być należy.