Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pierwszego już znamy. Drugi, jak jego towarzysz, mogący mieć około lat trzydziestu, średniego wzrostu, dobrze zbudowany, krzepki i silny, wyróżnia się bladą, podłużną twarzą, otoczoną płowemi włosami.
Ubiór jego jest tak zniszczonym, jak i odzienie Will Scotta.
Właściciel pozdrowił przybyłych życzliwem skinieniem głowy.
— A! to wy, panowie... — Zawołał — wy... z cyrku Fernando. oddawna już was u siebie tu nie widziałem.
— To prawda... — rzekł Trilby, tak dobrze władający językiem francuskim, jak i jego towarzysz — nie mamy czasu, my, służebnicy cyrku. W dzień próby, wieczorem znów przedstawienia, słowem jest się tam ciągle związanym, a chcąc tu przybyć, najmniej godzinę czasu potrzeba.
Jednocześnie głos młody dał się słyszeć w głębi sali. Był to głos młodego chłopca, jedzącego śniadanie.
— Będziesz pan występował w nowej pantominie, panie Trilby? — zapytał.
Obaj mężczyźni zwrócili się w stronę mówiącego.
— Zkąd ty mnie znasz? — odparł zagadniony.
— Ba! zkąd znam pana? dziwne zapytanie — rzekł chłopiec. — Znam cię tak dobrze, jak wodotrysk Wallace, w którym uśmierzam pragnienie, gdy nie mam pieniędzy na coś lepszego. Bywam w cyrku Fernando dwa razy na tydzień. Wolę raczej obyć się bez obiadu, a w cyrku być muszę. Podziwiam jeźdźców i linoskoków, gimnastyków, tresowane psy i konie, klownów, małpy, słowem tę całą cyrkową menażeryę! Ach! panie Trilby, pan mnie zachwycasz, skoro cię ujrzę skaczącym w skórze niedźwiedzia.
— To pewna, że przedstawiam niedźwiedzi z wielkiem powodzeniem — rzekł z dumą Trilby.
— Ach! pan masz talent, wielki talent... — mówił chłopiec dalej — jesteś jakby na to stworzonym... Pękać trzeba ze śmiechu, patrząc na twoje pantominy.