Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/903

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Loiseau rzucił się gniewnie.
— Wiktoryna w szpitalu? — zawołał wytrzeźwiony nagle. — Co jej się stało? Co jej jest?
— Co jej jest... Dostała strasznej gorączki... A z czego? Bijesz ją... dręczysz, poniewierasz... Jesteś nikczemnikiem. Gdy napełniała cały dom jękami, że aż serce z żalu pękało, przyszedł komisarz. Kazał otworzyć drzwi ślusarzowi... I znaleziono tę nieszczęśliwą, leżącą bez przytomności prawie na podłodze. Miano dla niej więcej od ciebie litości, zaniesiono ją do szpitala. Co zaś do twego klucza, powtarzam, iż komisarz go zabrał; jeśli chcesz wejść domieszkania, idź po klucz do niego.
— Pójdę... albo nie pójdę... jak mi się będzie podobało! — wrzasnął w przystępie wściekłości Loiseau. — Komisarz nie zabroni mi wejść do mego mieszkania! Ha! wysłali mą żonę do szpitala... Niech tam zostanie zresztą, skoro ją zaniesiono. Lekarstwa przynajmniej nie będą mnie kosztowały.
Tu zaczął biedź szybko po schodach.
— Ach! łotr... łotr podły, bez serca!... — wołała, biegnąc za nim, odźwierna.
Na hałas, wynikły z tej sprzeczki, lokatorowie powychodzili, chcąc się dowiedzieć, co zaszło.
Przybywszy na piętro, gdzie mieszkał, Loiseau rzucił się na drzwi z całą zaciekłością.
Dało się słyszeć trzeszczenie.
Pod gwałtownością nacisku zamek wyszedł ze swej osady.
Drzwi się otworzyły. Loiseau wszedł.
Przestraszona tem włamaniem odźwierna, wybiegła z pośpiechem, a zamknąwszy swoją stancyjkę, udała się do właściciela domu, mieszkającego w pobliżu.
Loiseau pozostał przez kilka minut u siebie, zabierając wszystko, co mogło mieć jakąśkolwiek wartość pieniężną, następnie wyszedł, pozostawiwszy drzwi uchylone za sobą.