Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/902

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

płaconą, ażeby napaść na mnie urządzić? No! wracaj, mówię ci, dc swojej budy, bo inaczej...
— Ha! jesteś łotrem... nie powiem, ostatniego rodzaju — wołała zaperzona odźwierna. — Znajdą się jednak tacy, którzy cię potrafią poskromić!
— Poskromić... mnie? Ha! ha! chciałbym wiedzieć, któż taki?
— Naprzód zostaniesz wyrzuconym z mieszkania przez woźnego.
— I owszem... myślisz, że ja chcę się trzymać tej waszej budy?
— Musisz zapłacić za kwartał ubiegły i ten, który się kończy obecnie. Po zapłaceniu pozostanie ci tylko zabrać swoje manatki... Właściciel nadal trzymać cię nie będzie... Dość ma lokatorów tego rodzaju!
— Milcz, czarownico! — wrzasnął Loiseau ze wzrastającem wzburzeniem. — Zapłacę twemu właścicielowi i rzucę z czartem to pudło... Niech je ogień spali!
Tu pobiegł na schedy.
— Gdzie idziesz? — zawołała odźwierna.
— Gdzie idę... do kroć piorunów! — zawołał — wszak wiesz, że idę do siebie.
— Po siebie... A więc, chcąc tam wejść, musisz naprzód iść prosić o klucz komisarza policyi.
To powiedziawszy, kobieta wsparła się tryumfująco na miotle, którą trzymała, w ręku.

X.

— Do komisarza? — powtórzył introligator z osłupieniem. — Mój klucz znajduje się u komisarza policyi? To kłamstwo! Moja żona mi otworzy.
— Twoja żona... — powtórzyła odźwierna; — czy wiesz, co się z nią stało? Zabrano do szpitala twą żonę...