Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/862

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nić, więżącą stosunki drugiego, sam wprzódy padniesz ofiarą.
Tu, schowawszy list do pugilaresu, Desvignes zeszedł do sali kawiarnianej, gdzie go poprzedził już Trilby.
Nasz podrostek z Montmartre rozmawiał właśnie z synem właściciela hotelu, co dostrzegł Arnold, ale nie zatrwożył się tem bynajmniej. Cóż bowiem obchodzić go mogły szczegóły, o jakich Misticot mógł się dowiedzieć.
Trilby, przy którym usiadł, szepnął mu zcicha:
— Rozważyłem, iż pusta kartka papieru mogłaby zrodzić podejrzenia w umyśle siostry Maryi, nakreśliłem więc na niej słów kilka.
— Cóż napisałeś?
— Te wyrazy: „Wszystko dobrze idzie. Nie troszcz się siostro, gdyby nieobecność moja przedłużyć się miała.”
— Doskonale! Bez podpisu? — Ma się rozumieć... Zakonnica wie dobrze, iż jeden tylko Misticot może do niej pisać w tej sprawie.
— Masz słuszność... Zażądaj kart do pikiety i grę rozpocznijmy.
Mały sprzedawca medalików zajętym był żywo rozmową z młodym urzędnikiem merostwa.
— Tak więc... — pytał Misticot syna oberżysty — pan jesteś pewnym, że przed pięcioma mniej więcej tygodniami jakiś człowiek tu przybył dla zebrania szczegółów o Arnoldzie Desvignes?
— Jestem więcej niż pewien, ponieważ on zgłosił się do mnie w tym względzie.
— Czegóż żądał?
— Aktu urodzenia Arnolda Desvignes, aktu zejścia obojga jego rodziców i wyciągu z jego akt osobistych.
I wydano mu wszystkie te papiery?
— Wszystkie. Nie mieliśmy prawa odmawiać mu ich wydania.