Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/821

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja?
— Tak jest... Mówiono mi nawet, że on pojechał z twego specyalnego polecenia.
Siostra Mary a powtórnie pobladła, a ta jej bladość nie uszła uwagi ani agenta, ani Arnolda, których obecność ją krępowała, ponieważ chodziło tu właśnie o Misticota, wysłanego przez nią w wiadomym nam celu.
Stanowczo przeto odpowiedziała:
— Pan się mylisz... a przypuściwszy nawet, gdybyś się nie mylił, pytam, jakiem prawem śmiesz badać mnie o to?
— Prawem pozyskania objaśnień wszelkiemi środkami, jakiemi rozporządza sprawiedliwość, i wszyscy, którzy do niej należą. Zwracam się powtórnie do ciebie, siostro, będąc pewien, że mnie objaśnisz w tym względzie.

XXXVI.

— Jesteś pan pewien? — powtórzyła zakonnica z gestem wachania.
— Tak, moja siostro... — rzekł Flogny śmiało. — Moralnie jestem pewien. Ty wiesz, dokąd pojechał Stanisławy Dumay, i błagam cię... zaklinam, wskaż mi to... powiedz!
— Co począć... co począć? — zapytywała siebie siostra Marya wśród zakłopotania i trwogi.
Odpowiedzieć szczerze, wyznać, gdzie wysłała Misticota, byłoby to wyjaśnić wspólnikowi swojego wuja, że go się ma w podejrzeniu, że się działa przeciwko niemu, byłoby to naprowadzić go na trzymanie się na baczności, a pozbawienie siebie mocy działania. Wszystko natenczas byłoby straconem. Bądźcobądź, lepiej było zaprzeczyć.
— Pan mylisz się... — odpowiedziała, powziąwszy stanowcze postanowienie — a pańska pewność polega tylko na przypuszczeniach. Ja o niczem nie wiem... nie chcę z policyą mieć