Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/819

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Flogny spojrzał na stojący nad kominkiem zegar. Minuty ubiegały jedna po drugiej z przerażającą szybkością.
Po wyjściu służącego głębokie milczenie zapanowało w salonie. Słychać było jedynie monotonny ruch zegarowego wachadła.
Desvignes wziął w rękę dziennik, w który zdawał się wczytywać z uwagą, oczy jego wszakże zwracały się co chwila prawie na agenta policyi.
Verrière, ażeby sobie nadać pozornie jakieś zajęcie, przechadzał się wzdłuż i wszerz salonu.
— Żądałeś, ażebym przyszła, mój wuju? — ozwał się nagle z progu głos zakonnicy.
— Tak, moje dziecię.
— Chciej mnie powiadomić, dlaczego?
— Ażeby zapytać, co może być wspólnego pomiędzy tobą a policyą?
— Policyą? — powtórzyła siostra Marya z osłupieniem.
— Tak... Oto jeden z inspektorów przyszedł, ażeby cię badać...
Tu wskazał gestem na agenta.
Siostra Marya zwróciła się ku przybyłemu.
— Pan chcesz mnie badać? — zawołała z niepokojem, co nie uszło uwagi Arnolda.
Flogny zbliżył się ku zakonnicy.
— Pytać... z całem uszanowaniem — rzekł, składając ukłon głęboki.
— Nie mogę pojąć, zrozumieć... co pan chcesz wiedzieć... O co mnie pytać zamierzasz?
— Racz mi powiedzieć przedewszystkiem, siostro, czy znasz młodego chłopca nazwiskiem Stanisław Dumay, przezwanego Misticotem?
Siostra Marya pobladła.
Desvignes drgnął zlekka, lecz wciąż i zawsze będąc pa-