Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/804

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zarabiała na wszelkie życia potrzeby, że nawet zaoszczędziła pewną Część pieniędzy, użytych na pokrycie kosztów weselnych.
Natenczas była wolną... wolną i szczęśliwą!
— Zabić się!... — powtarzała — zabić się... dla niego? Nie! to byłoby szaleństwem! Śmiałby się z tego!
I myśl o samobójstwie umknęła, lecz pozostało serce zakrwawione, łzy po łzach następowały.
Biedna kobieta, złamana bezsennością, pożerana gorączką, wzbudzić mogła litość w najbardziej zatwardziałem sercu.
Wtem dzwonek zabrzmiał nagle od strony drzwi.
Wiktoryna zerwała się z krzesła, na którem siedząc, płakała.
— To on! — wyszepnęła; — ach! gdybyż to był on nareszcie!
I przycisnęła serce obiema rękami, jak gdyby dla powstrzymania gwałtownych jego uderzeń.

XXXIII.

Objęta straszną obawą, Wiktoryna nie śmiała otworzyć.
Dzwonek zadźwięczał powtórnie.
Wtedy, przyzwawszy całą siłę moralną, podeszła i drzwi otworzyła. Zadziwiona jednak, cofnęła się nagle, ujrzawszy przed sobą Joannę Desourdy z jej córką, Joannę, której nie widziała od owej uroczystości weselnej w Saint-Mandé, Joannę, kochankę owego Pawła Béraud, sprawcę jej nieszczęść, ścigającego ją swoją wstrętną miłością i wiodącego na zgubę jej męża.
Wiktoryna mocno pobladła.
Joanna zmieszanie i bladość młodej kobiety pojęła w innem znaczeniu. Pomyślała sobie, iż Wiktoryna odgadła powód jej przybycia, a zatem rzeczywiście winna być musi.