Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/792

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— E! co pan mówisz!.. Zbadano i wyjaśniano bardziej nieprzeniknione od tej tajemnice, chociażby nawet i tę w jakiej niegdyś mój fiakr grał główną rolę. Jest to prawdziwa historya, mająca pozór romansu.
— Przypominam sobie szczegóły tej sprawy. Lecz tam istniały jakieś wskazówki, a tu, nie posiadamy nic... nic co się zowie! — Lecz panie Flogny, pomówmy zimniej nieco w tej sprawie. Ci nikczemnicy, którzy porwali tego nieszczęśliwego, aby go zamordować, wszak to nie były cienie, ale żyjący ludzie?
— Ma się rozumieć...
— Musieli gdzieś zamieszkiwać... a oprócz tego mieli jakąś powierzchowność, której opis powinniby wam udzielić w hotelu.
— Udzielono go nam... lecz cóż to pomoże?
— Zresztą nie wynieśli tego biedaka na ręku...
— Wprowadzili go do fiakra.
— Cóż więc się stało z tym fiakrem i woźnicą, który powoził?
— Ba gdybyśmy to wiedzieć mogli...
— W jaki sposób pan mi odpowiadasz do czarta!.. Ależ do kroć tysięcy gdybym ja był agentem policyj, musiałbym odnaleść tę budę! Powóz wraz z koniem nie ulatnia się w powietrze. Zresztą wszystkie tutejsze fiakry zostają pod nadzorem prefektury...
— Przypuszczamy, że powóz wraz zkoniem został umyślnie do tego kupionym, a następnie go sprzedano.
Loriot podskoczył nagle, uderzając się w czoło.
— Jakiem żyw! — zawołał — czy to ja czasem nie nabyłem tego powozu?
— Ty, panie Loriot?
— Czekaj pan... czekaj! — wołał stary woźnica, przemierzając pokój szybkiemi krokami. — Ach! gdyby się to stało rzeczywiście...