Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/774

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ców tych stowarzyszeń, gdyż ich nie odnajdziemy, ale tak zwanych „przewodników,“ jakich odkryć mamy nadzieję, a przez których dojdziemy do odnalezienia hersztów band owych.
— Kto wie, czy owi, jak ich pani nazywasz, „przewodnicy,“ nie byli mordercami lub wspólnikami zbrodni, spełnionej na Edmundzie Béraud? — rzekł Flogny w zamyśleniu.
— Bardzo być może... Mamy do czynienia z ludźmi obdarzonymi demoniczną wyobraźnią... A dwóch z pomiędzy nich szczególnie odkryć nam polecono.
— I dlatego to przyszliście dziś do Szynkowni galerników?
— Tak... przyszliśmy tam, jak chodzimy po wszystkich miejscach tego rodzaju od chwili naszego przybycia do Paryża. W podobnych tawernach napotkać ich się spodziewamy, jeżeli nie zmienili dawniejszych swoich zwyczajów.
— A czy policya francuska nie mogłaby wam dopomódz w tym celu?
— Nie... — rzekła mistress Breed.
— Dlaczego?
— Ponieważ potrzeba znać osobiście tych łotrów, by ich odnaleźć pod różnorodnem przebraniem, w jakie się odziewają. Ci ludzie tak zręcznie zmieniać się potrafią, jak najwprawniejsi aktorowie.
— Ach! mistress Breed... — zawołał Flogny, napełniając kieliszki — coś mi powiada, że ci dwaj ludzie nie są obcymi morderstwu Edmunda Béraud. — Stowarzyszenie, na rachunek którego pracowali, posiada, być może, swych członków w Kalkucie... Kto wie, czy oni nie zostali przez tamtych powiadomieni o wyjeździe kupca dyamentów, wiozącego ze sobą czek na pięćdziesiąt milionów, i o przybyciu jego do Paryża?
— Może to wszystko być, w rzeczy samej — odpowiedziała angielka. — Są oni zdolnymi tak do spełnienia morderstwa, jak i kradzieży. Przed trzema laty, zawyrokowani obaj na powieszenie, uciekli z więzienia w Londynie, dzięki uprzejmo-