Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/773

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bądź pan pewnym, że w Londynie zajmujemy się żywo wzystkiemi niezwykłemi wypadkami, jakie się dzieją w Paryżu. Są to sprawy rzemiosła... Znamy też więc i szczegóły, dotyczące porwania Edmunda Béraud, kupca dyameatów, przez człowieka przebranego za komisarza, a którego to kupca z Kalkuty nie odnaleźliście dotąd żywym, ni umarłym, jak również i jego morderców.
— Sądząc po tak szczegółowych objaśnieniach — rzekł Flogny, przypuszczaćby należało, iż owo zniknięcie zbliska was interesuje? — Bynajmniej... Jest to ciekawa zbrodnia i z tego jedynie względu tak nas żywo obchodzi.
— A więc, kogo oskarżają?
— Raczej chciałeś pan powiedzieć: mają w podejrzeniu.. — wtrąciła mistress Breed. — Nie natrafiwszy bowiem ma żaden ślad, nie możecie nikogo oskarżać. Opieracie się tylko na przypuszczeniach. No! kogóż więc obwiniacie o ów cios tak zręczny?
— Anglików lub amerykanów.
John Breed, zajadając żarłocznie podczas rozmowy swej żony z francuzem, zatrzymał się z widelcem w ręku.
— Kto panu tę myśl nasunął? — zawołał; — zkąd ci to przyszło do głowy?
Flogny opowiedział szczegóły, o których dowiedział się w sklepie Palais-Royal.
— Może pan i masz słuszność — rzekła miss Breed. — anglicy, tak i amerykanie, potworzyli formalne stowarzyszenia w celu ukrywania zbrodni za pewną pieniężną opłatą. Stowarzyszenia te silnie zorganizowane, stają się niepodobnemi do wprawiając w rozpacz najzręczniejszych agentów ze Scotland-Yardu.
— Znacież kierowników tych stowarzyszeń?
— Ba! gdybyśmy ich znali, lub mieli chociaż którego z nich w podejrzeniu, nie omieszkalibyśmy o tem powiadomić sądu. Przybyliśmy do Paryża dla poszukiwania nie przywód-