Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/766

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXVI.

— Ale dlaczego... — rzekł agent — zapisałaś pani: dla komisarza policyi? Wszakże merowie i adjunkci noszą zupełnie podobne do tych, jakich używają komisarze?
— To prawda... — odpowiedziała kupcowa; — nakreśliłam na prędce w skorowidzu podane mi wyrazy przez kupującego.
— Pomiędzy datą 14-go a 16-go zeszłego miesiąca, czy pani sprzedawałaś komu inne szarfy?
— Nie panie... — odpowiedziała kobieta po sprawdzeniu rejestru.
— A na kilka dni przedtem?
— Również szarf nie sprzedawałam.
— Zachowałażeś pani w pamięci postać kupującego?
— Pamiętam go doskonale jak dziś, mimo, że dwa miesiące upłynęły od tej sprzedaży... a pamiętam z przyczyny pewnego drobnego szczegółu...
— Jakiż to szczegół? — pytał Flogny z nietajonem zadowoleniem.
— Ów kupujący szarfę kłopotał się niewiedząc w jaki ją sposób związać, z której strony końce spuścić należy z prawej, czy z lewej? Otóż by go nauczyć, sama ją na nim przewiązałam, poczem ułożywszy ją zawinęłam w paczkę, którą zabrał z sobą.
— Skoro tak — rzekł agent, dobywając notatnik i przygotowując się do zapisywania — może mi pani zechcesz podać rysopis wspomnianej osobistości...
— Chętnie... Zdaje mi się, iż go widzę przed sobą.
— Jak więc wyglądał?
— Był to mężczyzna wysokiego wzrostu, kształtnie zbudowany, ciemnej cery twarzy, z czarnemi oczyma i brodą starannie wygolona.
— W jakim wieku?