Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/708

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W tej chwili, ukazawszy się, siostra Marya wsunęła rulon złota w rękę Joanny.
— Przyjmij odemnie... — wyrzekła — jest tu tysiąc franków. Cieszę się, iż mogę ci je ofiarować.
Joanna, głęboko wzruszona, ze łzami w oczach, ująwszy rękę zakonnicy, okrywała ją pocałunkami.
— Tylko nie płacz, nie płacz! — mówiła panna Verrière. — Odzyskasz spokój przynajmniej.. a kto wie, czy Paweł, wydobywszy się z kłopotów, nie pomyśli o spełnieniu swego obowiązku.
— O! gdybyż to nastąpiło... — wołała młoda kobieta — stałybyście się dla mnie aniołami zbawienia! Wam zawdzięczałabym szczęśliwą mą przyszłość, o jakiej już marzyć nie śmiałam!
I nieszczęśliwa, w połowie płacząć, a w połowie się śmiejąc, łzy ocierała.
— Pozwolisz, kuzynko, że odejdę — mówiła do panny Verrière. — Śpieszno mi wracać do domu, zobaczyć się z dostarczycielami, zapłacić im i powiedzieć Pawłowi, że ocaleni jesteśmy. Czy wiesz, że nam grożono zesłaniem komornika, a gdyby sprzedano nam nasze sprzęty, co poczęlibyśmy?
— Idź... idź, Joanno... śpiesz prędko!
— Jakiemiż słowy zdołam wyrazić mą wdzięczność wam obu?
— Nie chodzi tu o żadną wdzięczność — wyrzekła Aniela; — kochaj nas... ot! wszystko, a na drugi raz przyprowadź swą małą Linę. Jeśli wyjadę na wieś, powiadomię cię o tem, abyś tam przyszła mnie odwiedzić.
— O! przyjdę... przyjdę z mą małą... — mówiła Joanna — ażeby ona raz jeszcze podziękowała wraz zemną za to, co uczyniłyście.
Tu uścisnąwszy pannę Verrière i siostrę Maryę, odeszła uradowana.
Wyszedłszy z pałacu bankiera, czuła się jak odurzoną,