Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/694

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XIII.

— Z jej przeszłości... o czem? — powtórzył Béraud.
— E! ty mnie dobrze rozumiesz... — rzekł śmiejąc się Cordier.
— To znaczy, że moja siostrzenica przed zamążpójściem miałaby zbłądzić?
— Tak jest.
— To kłamstwo... fałsz! — zawołał gałganiarz.
— Nie gniewaj się, panie Piotrze, ponieważ będziesz musiał przyznać, że mówię prawdę...
— Miałażby mieć Wiktoryna kochanków?
— Nie wiem czy miała wielu... lecz, że jednego miała to pewna! Przyznasz więc, że jeżeli o tem powiadomiono Eugeniusza, wziął to do serca. Smutek prowadzi do pijaństwa. Rozpił się więc... a skoro W ma w głowie choćby kieliszek jeden za wiele, trudno się w gniewie powstrzymać. Okoliczność taka zmienia nieraz dobre małżeństwo w czyste piekło, a nie zawsze pochodzi to z winy męża...
Piotr z otwartemi ustami, wytrzeszczonemi oczyma słuchał wyrazów mówiącego w osłupieniu.
— Czy pan żartujesz? — zapytał. — Wiktoryna na prawdę miałaby mieć kochanka przed wyjściem za mąż?
— O! na to, daję panu słowo honoru. Co mówię, mówię na pewno!
— Nie byłżeby to wypadkiem któryś z rodziny Béraud?
— Tak... właśnie Béraud... jeden z pańskich krewnych.
— Mój siostrzeniec... protokulista... lekkoduch...
— Tak... Paweł Béraud.
— Pan go znasz?
— Wszak powiedziałem, że znam was wszystkich. Wiem, że żyje z młodą kobietą, swoją kuzynką... zdaje mi się szwaczką, która jest przy nim bardzo nieszczęśliwa!