Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W owej piwnicy, napełnionej gęstą, nieczystą atmosferą, gdzie powietrze nigdy odnawianem nie było, panował upał do niewytrzymania. Pot spływał po wszystkich twarzach.
Arnold postąpi1 w głąb tawerny, badając wzrokiem grupy obecnych, przechodząc od jednych do drugich.
Chłopiec posługujący zbliżył się ku niemu, pytając po angielsku co podać sobie rozkaże.
— Butelkę dżinu... i kawał rostbeefu — odrzekł, siadając przy stole.
Za chwilę posługacz przyniósł przedmioty żądane, a postawiwszy je przed przybyłym chciał odejść.
— Znasz Wiljama Scott? — zapytał go były sekretarz Mortimera.
— Znam doskonale!
— Jest on tu obecnie?
— Jest.
— Gra w karty?
— Nie... przegrał i śpi... ot tam na ławie.
— Obudź go i powiedz, że pewien dżentlemen jego przyjaciel, chce się z nim widzieć.
— Dobrze panie. Tu chłopiec pobiegł w ciemny kąt tawerny.
W tym kącie, siedział mężczyzna z rękoma na stole położonemi, na których wsparłszy głowę, spał głęboko.
— Hej! Master Will!.. — zawołał chłopiec, wstrząsając go za ramię.
Śpiący, otworzył oczy, podniósł głowę i z gniewem zawołał:
— Czego mnie budzisz do kroć piorunów?..
— Ktoś pragnie widzieć się z tobą.
— Kto?!
— Jakiś dżentlemen... twój przyjaciel, Williamie.
— Gdzie on jest?
— Siedzi poza trzecim filarem z lewej.