Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/610

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXXIX.

La Fougère, zostawszy sam, dowlókł się do drzwi i zamknął takowe na klucz, poczem upadł na fotel, z którego nie podniósł się przez dzień cały, leżąc z głową w tył przewróconą, oczyma bez blasku, patrzącemi w jeden punkt, zupełnie jak człowiek w katalepsyi.
Daremnie pukano do drzwi gabinetu, nie odpowiadał.
Aktorzy przybyli na próbę, lecz próba się nie odbyła. Reżyser, wzruszając ramionami, powtarzał:
— Na co się to przyda?
Autorowie pozabierali manuskrypta pod pozorem poczynienia w nich zmian.
Grano wieczorem starą jakąś sztukę, lecz przed próżnemi ławkami. Przedstawienie przyniosło dochodu zaledwie pięćset franków, a równocześnie z podniesieniem się kurtyny dwunastu komorników, wezwanych przez wierzycieli, przyszło położyć areszt na ów szczupły dochód.
Reżyser pukał do drzwi tak silnie i długo, iż wreszcie ukazał się La Fougère, blady, zmieniony, jak gdyby cień siebie samego.
— Co robić? — zapytał go wchodząc.
— Nic... — odrzekł La Fougère — róbcie, co chcecie. Co do mnie, jestem zgubionym!
Wyszedłszy z teatru, zaczął jak szalony biegać po ulicach Paryża, nie wiedząc sam, dokąd idzie i płacząc w milczeniu gorącemi łzami.
— Nie myślał walczyć, gdyż wszelka walka niepodobną tu była.
Około drugiej nad ranem, złamany znużeniem, a prowadzony więcej instynktem niż wolą, powrócił do teatru, gdzie mieszkał, jak wiemy.
Wielki ów czarny budynek, oświetlony chwilowo promieniami kryjącego się po za chmury księżyca, wywarł na nim