La Fougère, nakrywszy spiesznie dziennikiem bilety bankowe, zawołał:
— Można wejść!
W progu ukazał się kasjer teatralny.
— Cóż tam znowu? — zapytał dyrektor.
— Odbiorca przyszedł po należność.
— Po jaką należność... od kogo? do kroć tysięcy dyabłów?
— Z wekslem na sto pięćdziesiąt tysięcy flanków od Juliusza Verrière.
— Ach! łotr... nikczemnik... ależ to podłość w najwyższem stopniu! — zawołał La Fougère, uderzając gwałtownie w stół ręką. — Verrière miał czekać... tak ułożyliśmy się pomiędzy sobą. Nie płać pan nic... ani grosza!
— Lecz ten inkasent jest to gbur... prostak... Powiedział, iż jeśli natychmiast nie otrzyma pieniędzy, sprowadzi komornika, zrobi zajęcie.
— Każ mu pan tu przyjść... Sam się z nim rozmówię.
Kasyer wyszedł.
— Czy ty pojmujesz podłość tego rozbójnika, Verrièra? — wołał La Fougère, zwracając się do Leony. — Uczynił to, aby pochwycić pieniądze, jakie ci wypłacił... Wie jednak dobrze, że ja ich tak potrzebuję i że jeżeli mu je oddam, nic mi dla innych nie pozostanie. Jak myślisz... co począć w takiem położeniu?
— Myślę, że trzeba zapłacić — odpowiedziała aktorka. — Wszak zresztą na spłacenie długów pożyczam ci tę sumę. Z tem, co pozostanie, może będziesz mógł dokonać wystawienia tej sztuki?
— Nigdy... nigdy w świecie! Och! ten łotr Verrière... on moim krewnym? Ten zdrajca... nędznik... ten Judasz!
Odbiorca ukazał się we drzwiach, wprowadzony przez kasyera; po za nimi ukazała się blada postać szefa klaki.
Nie zważając na jego obecność, La Fougère podszedł do inkasenta domu Verrière i Współka.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/602
Wygląd
Ta strona została skorygowana.