Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/558

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

którą znał od niemowlęcia. Wziąwszy ją przeto na ręce wraz z siostrą Moryą, przeniósł do sypialni, gdzie ją złożył na szeslongu.
— Dziękuję ci, mój przyjacielu... — wyrzekła zakonnica. — Ani słowa o tem, co zaszło, nikomu! Nie wiem, co się stało mojemu wujowi. Nigdy go nie widziałam tak rozgniewanym!
— Pan zmienił się bardzo od pewnego czasu — wyszepnął służący. — Zapewne to skutkiem nadmiaru pracy.
— Bardzo być może..
— Czy będę tu jeszcze potrzebnym?
— Nie... możesz odejść.
Służący wyszedł.
Aniela leżała wciąż bezprzytomna. Siostra Marya, wszedłszy do przyległego pokoju, przyniosła flakon z solą trzeźwiącą i miednicę, pełną świeżej wody. Wodą tą zwilżała skronie zemdlonej, dając jej oddychać jednocześnie zawartością, znajdującą się we flakonie. Mimo to omdlenie nie ustępowało.
Łzy spłynęły na bladą twarz zakonnicy, stroskanej bezskutecznością swych starań.
— Zkąd pochodzi owa przestraszająca potęga, jaką zawładnął Desvignes nad moim wujem, popychając go do podobnie nikczemnych czynów? — zapytywała siebie. — Możnaby sądzić, że jest to jedna z owych demonicznych sił średnich wieków, o jakich nam mówią kroniki.
Zemdlona wreszcie zlekka się poruszyła. Drgnęły jej powieki.
Siostra Marya podwoiła starania.
Dziewczę otwarło oczy. Spojrzała zdumiona wokoło siebie, poczem utkwiła wzrok w zakonnicę, otaczającą ją macierzyńską tkliwością.
— Maryo!... och... Maryo! — szepnęła, wyciągając rękę do swej kuzynki — ja jestem bardzo nieszczęśliwą!
I wybuchnęła łkaniem.