Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/530

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jest wszystko w porządku... nie obawiaj się... O tobie również nie zapomniałem...
— O! ja nie dla tego się pytam... — odparł Verriere nieco zmieszany. — Któż są twoi świadkowie?
— Dwaj moi przyjaciele, których nie znasz wcale.
— Gdzież bić się będziesz?
— Po za rogatką Belgijską, jutro o świcie. Wyjeżdżam dziś w wieczór... czyli raczej tej nocy, co jednak mi nie przeszkodzi znajdować się u ciebie na obiedzie. Chcę aby panna Aniela nie domyślała się niczego.
— Do kroć tysięcy piorunów! z niej to wyniknęła cała ta sprawa!
— Nie mówmy o tem już więcej!.. Mam jeszcze wiele rzeczy do załatwienia. Żegnam cię... O wpół do szóstej przybędę.
Tu odszedł, pozostawiwszy Vèrrier’a w zamyśleniu.
Ów pojedynek następował całkiem nie w porę, właśnie, w chwili, gdy nowy wspólnik miał uczynić z banku Verrière i Desvignes, dom pierwszorzędny.
A spadek... ów spadek, ogromny, wspaniały!
Niestety! pięćdziesiąt jeden milionów Edmunda Béraud obecnie we mgle się rozpływały!
Desvignes jedynie pozostał spokojny; wierzył jak wiemy w swą szczęśliwą gwiazdę.
Wyszedłszy od Verrièr’a, udał się do składu broni Desvimec’a, gdzie kupił parę pistoletów; następnie poszedłszy do Gastina-Ponette, przy ulicy d’Autin trafił w cel sześćdziesięcioma kulami, wystrzeliwając jedną po drugiej, co wzbudziło podziw w obecnych.
— Przysiągłbym, że ów Pekińczyk będzie miał dziś pojedynek — rzekł nauczyciel fechtunku, skoro się Arnold oddalił. — Nie dałbym dwóch sous, za skórę jego przeciwnika.

Siostra Marya po otrzymaniu dwudziestu tysięcy trunków, wsiadła do fiakra na najbliższej stacyi, polecając zawieść się do kościoła Sacré-coeur.