Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wytworne lando, zaprzężone w parę prześlicznych anglo-normandów, oczekiwało przed stacyą; obok landa stał mały omnibus familijny z temiż samemi co lando na drzwiczkach inicyałami.
— Daj mi, kuzynko, kwit od swoich bagażów — rzekł ojciec Anieli do zakonnicy; — omnibus na nie czeka. Jan zajmie się ich odbiorem i przywiezie do pałacu. My jedzmy naprzód, nie tracąc chwili. Śniadanie was oczekuje.
Siostra Marya podała kwit swemu wujowi, który kolejno oddał go służącemu z rozkazów odebrania bagażów i przywiezienia ich omnibusem, poczem, połączywszy się z dwiema przybyłemi, wsiadł wraz z niemi do powozu.
Gérard, stojąc nieruchomy na najwyższym stopniu schodów, wszystko to widział i słyszał.
Gdy lando ruszyło z miejsca, uwożąc obie kobiety, Aniela, siedząca na przedzie, rzuciła okiem w stronę stacyi.
Były sekretarz Mortimera pozdrowił ją ukłonem. Dziewczę oddało mu ukłon skinieniem głowy.
— Komu się kłaniasz? — zapytał ojciec, spostrzegłszy ruch dziewczęcia.
— Temu panu, którego widzisz ot! tam, ojcze, stojącego na schodach.
— Naszemu towarzyszowi podróży... — dodała zakonnica.
— Człowiek to niezmiernie grzeczny... uprzejmy — dorzuciła Aniela.
— Nieco zazbyt jednak ciekawy... i gadatliwy — odezwała się siostra Marya. Gdyby tak moje, jak i Anielki zachowanie się niebyło mu nakazało powściągliwości, jestem pewną, że okazałby się bardziej poufałym, aniżeli pozwala na to przyzwoitość towarzyska.
— Jam tego nie zauważyła — odparła wesoło Aniela. — Wydał mi się on zupełnie na swojem miejscu. W podróży wolno przecie porozmawiać z osobami, które nam nie były przedstawionemu To bawi... rozrywa.