Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mylił się jednak.
Zakonnica wraz z miodem dziewczęciem uprzejmie podziękowały za tę wysoką dla siebie grzeczność i na tem skończyło się wszystko. Rozmowa nie zawiązała się już powtórnie.
Kilka słów, wymienionych w drodze pomiędzy Dijon a Paryżem, o niczem go nie powiadomiły.
Wobec tak silnego przeciwieństwa, przeklinał w duszy siostrę Maryę.
— Czart chyba wmięszał tu tę bigotkę!... — powtarzał w myśli. — Gdyby nie ona, otrzymałbym już mnóstwo zwierzeń od tej uroczej blondynki. Nie uznam się jednak za zwalczonego. Muszę dowiedzieć się, kto jest to piękne dziewczę, które do tego stopnia zawróciło mi głowę.
Pociąg szedł ze zwykłą szybkością. Z Laroche do Paryża nie zatrzymywał się wcale.
O oznaczonej godzinie przybył na stacyę w Paryżu. Gérard, wyskoczywszy z wagonu, podał rękę Anieli, aby dopomódz jej wysiąść, jak to w Marsylii uczynił.
Dziewczę, podziękowawszy, oddało tęż przysługę swej towarzyszce i obie weszły na salę, dążąc ku wyjściu.
Szły bardzo prędko. Gérard postępował za nimi.
— Wsiądą do powozu... bezwątpienia — wyszepnął. — Posiadam słuch dobry, zapamiętam adres, jaki wskażą woźnicy i według tego dalej mój plan ułożę.
Nagły, niespodziewany wypadek pomieszał jego zamiary.
Tuż przy drzwiach wyjścia, prawie na progu sali, ukazał się mężczyzna około pięćdziesięciu sześciu lat mieć mogący, eleganckiej powierzchowności, nader wytwornie ubrany.
Spostrzegłszy go, Aniela wydała okrzyk radosny.
— Ojciec... mój ojciec! — wołała, rzucając się z dziecięcą żywością w jego objęcia.
Po mnóstwie uścisków, ojciec pięknej blondynki zwrócił się z powitaniem do zakonnicy i wyprowadził obie na zewnątrz.