Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/462

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I zakonnica, której głos drżał, a oczy napełniły się łzami, uklękła przed Verrièrem.
Bankier, mimo pozornej obojętności, doznał w głębi gwałtownego wzruszenia.
Wszystko to, co mówiła jego siostrzenica, było prawdą... niezaprzeczoną prawdą... Miało słuszną zasadę. Czuł on to, dobrze rozumiał i coś nakształt wyrzutów sumienia zaczęło się pojawiać w jego umyśle; wszak jednocześnie, gdy głos siostry Maryi przemawiał do jego serca, głos inny, głos samolubstwa, interesu, chciwości, owładać nim zaczął.
— Pomyśl o pięćdziesięciu jeden milionach Edmunda Béraud... — mówił ów głos.
I z jednej strony stanęły mu przed oczyma zbytek i rozkosze, z drugiej ruina, hańba i nędza!
— Zresztą — pomyślał — zapóźno jest cofać się teraz, kiedy umowa już zawarta, współka podpisaną została.
Wachanie było niemożebnem.
Verrière podniósł klęczącą przed sobą zakonnicę z pochyloną głową, ze złożonemi błagalnie rękoma.
— Czy wiesz, moja kochana siostrzenico — zawołał — iż miałbym prawo obrazić się o to wszystko, co usłyszałem od ciebie przed chwilą. Odkądże to pozwalacie sobie obie z Anielą wglądać w moje pieniężne interesa? Przebaczam ci to jednak z uwagi, iż źle wyrozumowane przywiązanie do mojej córki podyktowało ci wyrazy, o jakich pragnę zapomnieć. Pamiętaj wszakże na to, co ci powiem: — Nikt odtąd nie ma prawa zapytywać mnie i nikt wiedzieć nie będzie o moich na przyszłość projektach. Skoro nadejdzie chwila działania, nie będę pytał o radę nikogo. Nakażę mą wolę... i takowa spełnioną być musi! Oto ostatnie me słowo. A teraz żegnam cię... Dobranoc.
— Boże... mój Boże! — jąkała siostra Marya, zalewając się łzami. — Boże, zlituj się nad nim... Zlituj się nad nami.
I wyszła, zakrywszy twarz rękoma.
Verrière zamknął za nią na klucz drzwi gabinetu.