Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/444

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stawiony przez bankiera urzędnikom, udzielił tymże wspaniałą gratyfikację, co mu zjednało ogólną sympatję.
— Każę przedzielić na dwoje mój gabinet przepierzeniem... — rzekł Verière.
— Na co... dla czego? — zapytał żywo Arnold.
— A żebyś miał i ty swą własną pracownie.
— To niepotrzebne... będę tu pisał wśród innych. — To biuro, umieszczone w pobliżu ciebie, jest bardzo dla mnie dogodnem. Unikajmy bezpotrzebnych wydatków. Trzeba zbierać na odbudowanie twego majątku. Mówię... twego, a nie mojego, ponieważ, jak widzisz, ogołacam się zupełnie dla ciebie.
— Czyliż ci się to nie powróci?
— Otóż dobre słowo, za które prawdziwie wdzięcznym ci jestem. A teraz rozstańmy się... Wzywają mnie moje osobiste interesa. Jutro rozpocznę pracę sprawdzania i rozpatrywania wszystkiego. Muszę przekonać się szczegółowo, czyli przy mojej zręczności i cierpliwości nie dałoby się coś wydobyć z tych złych interesów, w jakich zatopiłeś tyle pieniędzy.
— Nie zobaczymy się więc już dzisiaj?
— Owszem... Nie zapominaj, żeś przyrzekł wieczorem przedstawić mnie swej córce... Liczę na twe słowo w tym razie.
— Pamiętam o tem... rzekł Verrière.
— Gdzież się spotkamy?
— Tu, jeśli zechcesz.
— Dobrze... o szóstej znajdę, się w moim gabinecie.
— Będę na ciebie oczekiwał, i moje lando zawiezie nas na bulwar Haussmana.
Desvignes podał rękę, Verrière podał mu swoją, przyczem morderca Edmunda Béraud zauważył, Iż dłoń bankiera mocno drżała.