Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wiem, bo i ja znam również dobrze wartość każdego z tych tu klejnotów.
— Tak oceniając, zachowałem dla siebie dwadzieścia pięć od sta zysku od każdego.
— Nader sprawiedliwie.
— Zgadzasz się pan zatem na moją propozycyę?
— W zupełności.
— Kończysz pan szybko interes... to lubię... W jakich papierach życzysz pan sobie otrzymać zapłatę?
— Jak panu dogodniej... wszystko mi jedno.
— Gotówką dam zaraz czterysta tysięcy franków. Banknoty te pomieszczą się wygodnie w szkatułce, którą pan z sobą zabierzesz.
— Dobrze.
— Podpiszę panu trzy czeki na okaziciela, każdy na milion, do różnych domów bankierskich.
— Jakież są te domy?
— Na dom Rotszylda, dom Herlangera i dom Oppenheima. Możesz pan w miejscu odbierania otworzyć sobie bieżący rachunek. Gdybyś pan wracał do Indyj, ofiarowałbym ci czek na dom Mortimera i współki w Kalkucie.
Na to nazwisko Desvignes drgnął pomimowolnie, szybko jednakże pokrył wzruszenie.
— Znam dom Mortimera... — odpowiedział — lecz nie powracam do Indyj.
— Znasz pan osobiście Jana Mortimera?
— Nie, znam go tylko z opowiadania.
— Jego siostrzeniec, Lionel Mortimer, prowadzi teraz po nim dom bankierski.
— Jakto po nim? — powtórzył Arnold — miałżeby ów bankier dobrowolnie odstąpić komuś swe interesu?
— Zmarł od miesiąca... pan nie wiesz o tem?
Gdyby morderca Edmunda Béraud mniej czuwał nad sobą, byłby wykrzyknął na ową tyle niespodziewaną wiadomość, powstrzymał się jednak, odpowiadając z przybraną spokojnością: