Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/386

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wszystko to — rzekł — jest nader pięknem, mówiąc o cudach, nie przesadziłeś pan wcale... Zatem jeślibyś chciał sprzedać...
— Tak... gdybyś pan zechciał to nabyć. Znając pana z opinii; jako uczciwego człowieka, udałem się wprost do niego.
— Znajdują się tu kamienie wysokiej wartości... przedstawiające cenę trzech milionów...
— Nie znajdziesz się pan, mniemam, w kłopocie, gdyby ci nawet przyszło wypłacić sumę dziesięć razy większą.
— Nie chodzi mi też wcale o cyfrę, kupię, jeżeli się porozumieć zdołamy.
— Jesteś pan rzetelnym i sprawiedliwym, cóżby nam więc przeszkodzić w tem mogło?
— Trzeba sprawdzić, uważasz pan, pojedynczo jeden po drugim kamienie i perły, a następnie je zważyć... To zajmie czasu dość wiele.
— Nie śpieszno mi... mogę zaczekać.
— Weźmy się więc do roboty.
Tu starzec upadł na fotel. Podagra, o której zapomniał chwilowo, z całą siłą przypominać mu się zaczęła.
— Weź pan — rzekł — papier i pióro. Będziesz zapisywał wagę każdego klejnotu, każdej perły, w miarę, jak będę je ważył.
Desvignes przygotował się do pisania.
Izraelita rozpoczął ważenie, oglądając każdy przedmiot z uwagą, głośno oznajmując karaty wagi i wartość w pieniądzach.
Całą godzinę trwało to zajęcie.
— Zesumuj pan teraz to wszystko — rzekł — gdy Arnold zapisał ostatnią cyfrę.
— Ogół wynosi trzy miliony czterysta dwadzieścia tysięcy franków... — rzekł Desvignes po obliczeniu.
— Nie pomyliłem się więc w oszacowaniu, jak pan widzisz — odparł Rénard.