Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/381

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wyszedłszy z ulicy Paon-blanc, Desvignes wracał do siebie.
Idąc myślał:
— Poczynam partyę, nie wiedząc, co zrobi Verrière... Wkrótce jednakże znajdzie się on w mem ręku, przywiedziony do bezwzględnego posłuszeństwa, nie mogący działać, jak według moich rozkazów. Wszystko to drogo będzie mnie kosztowało. Pieniądze, znalezione w walizce Edmunda Béraud, wyczerpią się wkrótkim czasie. Potrzeba zrealizować kapitał, zawarty w klejnotach, jakie obecnie do mnie należą. Słyszałem już kiedyś o tym Renardzie... może się da z nim zrobić interes...
Wróciwszy do siebie, umieścił w portfelu pięćdziesiąt tysięcy franków, zawinął i owiązał w papier starannie szkatułkę, zawierającą drogocenne klejnoty, a wyszedłszy bulwarem Beaumarchaisgo, wsiadł do fiakra i pojechał na ulicę Paon-blanc.
Agostini kończył właśnie brulion rewersu, mającego zostać wydanym przez Jerzego de Nervey kapitaliście Wiliamowi Scott, na sumę osiemdziesiąt tysięcy franków, płatnych w chwili odebrania przez wicehrabiego spadku po matce.
— Dobrze... — rzekł Desvignes, przeczytawszy. — Dodaj pan tylko następujący szczegół:
„Od powyższej sumy zastrzega się procent po pięć od sta rocznie. Pożyczka ta nie jest lichwiarskiem zobowiązaniem, lecz długiem honorowym, nieulegającym zaprzeczeniu przez uczciwego człowieka.“
— Nader zręcznie! — zawołał Agostini.
— Oto pięćdziesiąt tysięcy franków — rzekł Arnold, kładąc na biurku banknoty. — Melania Gauthier przyrzekła ci wynagrodzenia tysiąc franków... Zażądaj dwóch tysięcy... ten interes wart tyle... otrzymasz je od nich. — Jutro zrana przybędę po odbiór rewersu.
I zabrawszy szkatułkę z dyamentami, morderca Edmunda Béraud pojechał na ulicę Bellechasse.