Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nazajutrz opuściwszy hotel, gdzie się zapisał pod przybranym nazwiskiem, udał się na stacyę drogi żelaznej wraz z posłańcem, niosącym jego bagaże.
Pociąg do Paryża, idący przez Marsylię, wyjeżdżał o czwartej minut pięćdziesiąt, a przybywał nazajutrz o dziesiątej z rana.
Były sekretarz Mortimera, kupiwszy bilet do pierwszej klasy, wszedł do wagonu z torebką w ręku, w którego przedziale sam tylko się znalazł.
Maszyna świsnęła.
Pociąg wyruszył, przebiegłszy w godzinę minut czterdzieści, siedmdziesiąt kilometrów, dzielących Tulon od Marsylii, w którym to mieście odczepiono wagony drugiej klasy, zakładając w ich miejsce wyłącznie tylko pierwszo klasowe.
Siedząc, a raczej leżąc na miękkiej kanapie w swoim przedziale, Gérard, podczas, gdy zmieniano wagony, palił doskonałe cygaro, marząc o olbrzymim swym przedsięwzięciu, jakie w krótkim czasie dokonać postanowił, i nie wysiadał wcale na owym przystanku, trwającym dwadzieścia pięć minut.

V.

Pozostawiwszy go w wagonie, zwróćmy się do sali poczekalnej na stacyi w Marsylii.
Była godzina szósta.
Od dziesięciu minut pociąg znajdował się na torze.
Liczni podróżni dnia tego, tłoczyli się przy kasie, kupując bilety, oddając bagaże, przebiegając gorączkowo przez sale poczekalne, z których drzwi otwierano na plant kolejowy.
Dwie młode kobiety, z których jedna mogła mieć lat około dwudziestu sześciu, druga osiemnastoletnia zaledwie, zbliżyły się do okienka kasy.