Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przybywasz na sam czas... nie tak jak wuj Verrière, który każę czekać na siebie.
Porucznik zadrżał, usłyszawszy wymówione nazwisko bankiera.
— Czy i panna Aniela przybędzie? — zapytał zcicha.
— Tak... wraz ze swym ojcem... Gdyby jednak bardzo się opóźnili, trzeba nam będzie jechać i bez nich. Nie wypada dać oczekiwać merowi.
— Jestżeś pewną, kuzynko, że mój wuj wraz z córką przyjedzie?
— Jakto? wszak byłeś u nich, gdy nam swą bytność przyrzekli?
Vandame zamyślił się.
Czy bankier dotrzyma tej obietnicy, uczynionej wbrew własnej chęci i woli? A on przybył jedynie w nadziei spotkania się z Anielą. Gdyby nie przyjechała, jakże długiemi i ciężkiemi stałyby się dlań owe godziny gwarliwej wesołości.
Loriot ukazał się przed domem z wielkim bukietem, związanym białą wstążką przy butonierce.
— Czy wiesz, Loiseau, która godzina? — zawołał.
— Wiem, jedzmy zatem — Odparł narzeczony. — Opóźniający się przybędą za nami do merostwa. Misticot — dodał — pójdź jako drużba, sprowadź narzeczoną. Niech wszyscy do powozów wsiadają.
Chłopiec nie dał sobie tego powtórzyć dwa razy. Pobiegł jak strzała na schody i za chwilę ukazał się dumny, z tryumfującą miną, prowadząc pod rękę Wiktorynę Béraud. Za nimi wyszedł przed dom cały tłum zebranych.

XXIV.

W chwili, gdy ów orszak weselny podchodził ku powozom, ukazał się Fryderyk Bértin, mechanik bez mechaniki,