Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Skoro tylko wszyscy wychudzić poczną z kościoła — mówił Misticot dalej — pojedziemy naprzód galopem do Saint-Mandé. Potrzebuję tam przybyć najpierwszy, aby zobaczyć, czyli nakrycia są w porządku jak trzeba... czy o czem nie zapomniano i rozdzielić miejsca przy stole dla każdego.
— Przyjedziemy na czas... mam dobre konie.
Ukończywszy swe polecenia, pewien otrzymania powozu do swej dyspozycyi, Misticot stanął przed drzwiami mieszkania Wiktoryny, oczekując na przybycie orszaku krewnych, których szczegółowo sam pragnął do niej poprowadzić.
Pierwszym z przybyłych był Paweł Béraud, uwodziciel Joanny Desourdy, ojciec małej Liny, którą widzieliśmy z jej matką u Anieli Verrière.
Był to piękny, młody mężczyzna, wysokiego wzrostu, brunet, o nader sympatycznych, regularnych rysach twarzy, starannie, z elegancyą ubrany. W całej jego postaci widniało zadowolenie z siebie samego. Misticot wskazał mu mieszkanie Wiktoryny.
Następnie przybyła praczka, wdowa Perrot, którą Misticot ucałował serdecznie, a po niej kolejno wszyscy zaproszeni.
Wchodzono grupami do mieszkania narzeczonej, gdy od rogu ulicy ukazał się elegancki powóz, kierowany przez stangreta, przybranego w wielką liberyę. Ów powóz, pędząc szybko, zatrzymał się nagle przed domem.
Siedziała w nim Melania Gauthier, w wykwintnym stroju balowym.
— Mam zaszczyt powitać panią Gauthier zapewne? — rzekł Misticot, otwierając drzwiczki powozu i podając rękę wysiadającej.
— Tak, panie.
— Jestem drużbą narzeczonego... pozwoli się pani poprowadzić...
— Z przyjemnością... Czy pan de Nervey przybył?