Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie... niespotkałem.
— A gdybyś się kiedy z nim zetknął, czy mógłbyś go poznać?
— O! jak najlepiej! za pierwszym spojrzeniem.
— A zatem mój Bastjenie, gdyby wypadek zetknąć ci się kiedy z nim pozwolił, idź za nim tak, aby tego nie spostrzegł, nie puszczaj go z rąk, wyśledź gdzie chodzi... gdzie mieszka i natychmiast przychodź mnie o tem powiadomić. Gdybyś mnie tu nie zastał, udaj się do pana naczelnika policyi. Wynagrodzimy cię za czas spożytkowany na usługę la sSprawiedliwości.
— Uczynię to panie... przyrzekam.
Sędzia śledczy wsunął sto sous w rękę posłańca, który skłoniwszy się, odszedł.
— I cóż pan myślisz o tem wszystkiem? — zpytał sędziego naczelnik policyi.
— Widoczna, iż znajdujemy się wobec jakiejś zorganizowanej szajki złoczyńców, rozbójników, posuwających swoją zuchwałość do szczytu, a nieraz prawie do szaleństwa, i to im się udaje, jak oto mamy przed sobą dowód w pomienionym wypadku. Są oni zręczni... nam przeto zręczniejszymi jeszcze być wypada. Dotąd nie pozyskaliśmy najmniejszej wskazówki, jakaby nas mogła na ślad naprowadzić; nieprzewidziana jednak jakaś okoliczność dopomódz nam może. Dla popełnienia zbrodni przywłaszczyli sobie atrybucye magistratury... Rzecz dotąd niesłychana! Jest to wyzwanie... rękawica, w twarz nam rzucona! Podnieśmy ją... Panie naczelniku policyi, ja liczę na ciebie... liczę na twoją gorliwość... na zręczność twoich agentów. Musimy odnieść zwycięztwo!
— Otrzymamy je panie sędzio... przyrzekam!
Tu naczelnik policyi z agentem Zapałką wyszli z gabinetu sędziego, udając się do prokuratora dla złożenia sprawozdania.
Powróćmy do Arnolda Desrignes.
Po przeczytaniu w dzienniku wiadomego artykułu, jaki