Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chęci prowadzenia robót doświadczalnych w fabryce... istnieje tu powód inny, potężniejszy nad wszystko...
— Jaki? — Kocham młode dziewczę... — wyszepnął zcicha porucznik.
Verrière spojrzał na swego siostrzeńca podejrzliwym wzrokiem. Przeczucie mówiło mu, że owem młodem dziewczęciem była jego córka, Aniela.
— No... no... — zawołał; — zapewne jakaś romantyczna miłość...
— Miłość wzajemnie dzielona, prawdziwa i szczera.
— O której wiedzą zapewne rodzice lub rodzina ukochanej — odparł znacząco Verrière i na którą zezwalają...
— Co do tego... nie jeszcze, mój wuju...
— Jakto?
— Moje szczęście... czyli raczej wspólne szczęście nasze, zależy od ojca mej ukochanej...
Bankier milczał. Vandame mówił dalej:
— Jeżeli wcześniej nie wniosłem prośby o jej rękę, to z powodu, iż zostając w służbie wojskowej, obawiałem się odmowy, szczególniej w obecnych okolicznościach, gdy rozkaz wyjścia wraz z pułkiem może lada dzień wydalić mnie z Francyi. Otóż to głównie dlatego chcę podać się do uwolnienia... Wszak zatwierdzasz, wuju, w tym razie moje postępowanie?
— Mylisz się... najmocniej przeciwny jestem temu... — odparł z surową oziębłością Verrière.
Vandame zadrżał, wstrząśniony do głębi.
Był przekonanym, iż dość jasno powiedział, ażeby zostać zrozumianym. Aż oto ów człowiek, od którego wyrok jego życia zależał, zamiast go zachęcić, dodać mu odwagi, zgromił go odrazu w sposób tak brutalny, zagradzając możność szczerszego wytłumaczenia się ze swych pragnień.
Widząc zakłopotanie i trwogę młodzieńca, bakier zrozumiał, iż nie pomylił się w swych przypuszczeniach; siedział milczący, z coraz bardziej zasępioną twarzą.