Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Młodzieniec drżał na wspomnienie o chwili, w której przyjdzie mu prosić bankiera o rękę jego córki.
Podano kawę, gdy dzwonek zabrzmiał od strony pałacowej bramy.
— Wizyta o tej porze? — wyrzekła zdziwiona Aniela. — Pójdź, zobacz, Gerwazy, kto przybywa.
Kamerdyner wyszedł, a wróciwszy za chwilę, rzekł:
— Dwie osoby, pan z młodą panią, zapytują, czy mogą wejść?
— Ależ siedziemy przy śniadaniu... — zawołał Verrière.
— Powiedziałem to właśnie, a ów pan odpowiedział: „To nic nie szkodzi. Między krewnymi etykieta nie istnieje... Idź powiedz memu wujowi, że przyszedł jego siostrzeniec, Eugeniusz Loiseau, wraz z kuzynką, Wiktoryną Béraud...
— Ach! nasi kuzynowie... — zawołała żywo Aniela; — przyjąć ich trzeba.
— Cóż oni mogą chcieć od nas? — rzekł bankier — nigdy tu dotąd nie bywali.
— Ponieważ nie chcieli się nam naprzykrzać, mój ojcze, co dowodzi wielkiego taktu z ich strony, gdyż bądźcobądź, kuzynka mej matki, Wiktoryną, i daleki nasz krewny, Eugeniusz Loiseau, mają prawo wstępu do naszego domu.
— Przyjemność... znaleźć się w podobnem towarzystwie... — wymruknął bankier z pogardą.
— Mój wuju... — wtrąciła zakonnica — warci oni więcej, być może, od wielu układnych światowców... są to poczciwi ludzie.
— Masz, siostro, słuszność zupełną; — odpowiedziała Aniela.
— Wprowadź ich do salonu... — rzekł Verrière do kamerdynera, nie kryjąc złego humoru.
— Dlaczego, ojcze, do salonu? — pytało dziewczę. — Tu nam to raczej przyjąć ich wypada. W kółku rodzinnem nabiorą więcej swobody, wszakże są oni i twymi krewnymi, kuzynie Vandame? Znasz ich zapewne?