— Och! mój ty gruby króliku!... — zawołała z przymileniem, klepiąc go po ramieniu. — Zobaczysz, jak ci za to świetnie wystąpię w mej roli!... Moja gra przyniesie teatrowi tysiące franków!... Oczekuję cię więc o piątej u nas... z La Fougèrem.
— Przybędę.
Leona, uścisnąwszy bankiera, wyszła z gabinetu, a przebiegłszy schody, jak huragan, wsiadła do powozu, oczekującego przed bramą, jadąc w stronę bulwarów.
Verrière, zostawszy sam, upadł na krzesło w zamyśleniu.
— I to jeszcze przebyć potrzeba mi było... — rzekł zcicha. — Dobra dziewczyna ta Leona, lecz zapalczywa, jak indyk, a gadatliwa bez miary. Gdybym był trwał w moim oporze, skoro żądała pieniędzy, których dać jej nie mogłem z przyczyny posuchy, jaka panuje w mej kasie, cały Paryż wiedziałby dziś, że dom bankierski Verrièra ku upadkowi się chyli. Gromady klientów przybiegłyby tu nazajutrz, żądając wypłaty swych kapitałów... Byłbym zgubionym. Musiałem więc jej przyrzec, że dziś wieczorem udzielę temu głupcowi La Fougère sto pięćdziesiąt tysięcy franków. Nie było innego sposobu zażegnania katastrofy. Na resztę kapitałów posiadam termina... a kto ma termina, nic dłużnym nie jest.
Tu z wypogodzonem obliczem siadł do pisania listów, a przed jedenastą wyjechał z biura, udając się na bulwar Hausmana, gdzie córka oczekiwała go ze śniadaniem.
Wyprzedzimy go tamże.
Tegoż dnia, o godzinie dziesiątej zrana, oficer artyleryi w pełnym uniformie, wysiadł z powozu przed pałacem Verrièra, a zadzwoniwszy do bramy, wszedł na dziedziniec.
Był to Emil Vandame, kuzyn bankiera.
Odźwierny, dawny żołnierz, z wojskowym na piersiach medalem, powitał z poszanowaniem młodego oficera, który, oddawszy mu ukłon, zapytał:
— Pan Verrière jest w biurze bezwątpienia?
— Tak, poruczniku... lecz wkrótce powróci.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/221
Wygląd
Ta strona została skorygowana.