Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Desvignes potrząsnąwszy nią, dosłyszał hałas podobny temu, jaki wydają kamyki uderzając o siebie.
— Co tam być może u czarta? — zawołał. Jak ją otworzyć?
Tu przypomiał sobie o maleńkim srebrnym kluczyku, wyjętym z portmonetki.
Dobywszy go z kieszeni, włożył w zamek szkatułki, do której nadawał się doskonale, zakręcił, a podniósłszy znajdujące się na wierzchu jedwabne nakrycie, przybliżył latarnię.
Snop iskier buchnął z wnętrza szkatułki tak nagle, iż zbrodniarz cofnął się w tył, przysłaniając oczy. Czuł, jak gdyby te różnokolorowe pryzmatyczne ognie wzrok mu wypaliły; poznawszy jednak w prędce zawartość, pochylił się powtórnie i spojrzał.
Szkatułka była napełnioną dyamentami i najpiękniejszemi wschodniemi perłami, z jakich niektóre dosięgały wielkością laskowego orzecha.
Dyamenty były oszlifowane, najmniejszy z nich przedstawiał wartość piędziesięciu tysięcy franków.
Jeden szczególniej zwrócił uwagę bandyty, znającego się dobrze na klejnotach.
Ów dyament wielkości gołębiego jaja, rozsiewał blaski wspaniałe, i sam był wart najmniej do pięciuset tysięcy franków.
Chciwy drapieżca, w oka mgnieniu to wszystko ocenił; nie zadowolniło go to jednak bynajmniej, stał obojętny, w obec świeżo odkrytego skarbu, który był wart najmniej do dwóch miljonów.
Zamknąwszy drugi skórzany kuferek, zabrał się do innej roboty.
Zgarnął w fularową chustkę banknoty, szkatułkę, portfel i listy nie rozpieczętowane i związał to wszystko na cztery rogi. Następnie zdjął z głowy perukę o siwiejących włosach, odjął faworyty, rozebrał się i z pakietu przyniesionego przez Scotta i Trilbego wyjął ubranie, jakie nosił, gdy chciał