Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To mnie tylko obchodzi rzekł Arnold, wasza czynność skończona. — Zabierajcie co się wam należy, i odjeżdżajcie.
— A koń i powóz?
— Zabierzcie je dla siebie, i zróbcie z niemi, co się wam podoba. Bądźcie wszelako ostrożni, aby ktoś nie trafił na ślad tego, co się działo tej nocy.
— Nie obawiaj się... rzekł Trilby.
— Zabierajcie pieniądze. Oto przyobiecana wam Suma!
Dwadzieścia tysięcy? — Scott szepnął.
— Nie... dwadzieścia dwa tysiące... Zasłużyliście na gratyfikację, i oto ją macie. Jesteścież zadowoleni?..

XXXV.

— Czy jesteśmy zadowoleni? — powtórzył Scott, zgarniając banknoty, to widoczne!.. Umiesz wspaniale pracę wynagradzać... Kiedyż się zobaczemy?
— To zależy od okoliczności... rzekł Desvignes. Kto wie czy wkrótce znowu nie będę was potrzebował.
— Masz jakie dla nas polecenia na teraz?
Przed wszystkiem a żebyście nie zmieniali mieszkania bez powiadomienia mnie o tem, i pamiętali, w jaki sposób porozumiewać się nam należy.
— Nie zapomnimy... odpowiedzieli razem.
— Odjeżdżajcie więc... Odprowadzę was do furtki, którą następnie zamknę za wami.
Wyszli wszyscy trzej razem; Desvignes odprowadził obu Irlandczyków aż do powozu.
Scott, jako woźnica wsiadł na kozioł, po zapaleniu latarni; Trilby umieścił się wewnątrz powozu. Koń znużony poprzednią szybką jazdą, wyruszył z miejsca, wlokąc się zwolna.
Desvignes zatrzymawszy się przez kilka minut przy furtce, nasłuchiwał turkotu oddalającego s:ę powozu, poczem zamknął