Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w miejsce, nazwane La Turnelle zagłębił się w las, a okrążywszy go, zwrócił się na drogę, wiodącą do Joinville-le Pont.
Chcąc z Joinville udać się do Saint-Maur-les-Fossés, trzeba przejechać w poprzez relsy drogi żelaznej.
Jedenasta uderzyła na stacyjnym zegarze.
Pociąg nadchodził z Paryża. Zamknięto barjerę.
Strażnik otulony w kapotę przed deszczem, posłyszawszy turkot nadjeżdżającgo powozu, podszedł wołając:
— Stój!
Will Scott zatrzymał w biegu zapienionego konia, ze skóry którego obłok pary wychodził.
Maszyna pociągu świstała, sunąc w ciemnościach, jak potwór fantastyczny z płomieniejącemi oczyma.
Gdy pociąg przeniknął, strażnik usunął barjerę. Droga otwartą była teraz.
Will Scott, zaciąwszy silnem uderzeniem konia, wyczerpanego z sił, dyszącego zaledwie, zawrócił na gościniec Joinville, ten, na którym przed kilkoma dniami widzieliśmy Arnolda, dążącego do Parc-Saint-Maur. Jadać tą drogą aż ku kościołowi, skręcił w opustoszałą aleę, wśród pola idącą.
Podkowy znużonego konia ciężko uderzały w błotnisty grunt, przesiąknięty wodą.
Z rzadka stojące tu domy, w znacznej od siebie odległości, wszystkie były zamknięte. Nigdzie światło nawet przez szpary okiennic widzieć się niedawało.
Deszcz lał bezprzestannie, jak gdyby nowym potopem nawiedzić chciał ziemię. Od czasu do czasu zrywał się wicher gwałtowny, szamocząc gałęziami drzew w lewo i prawo.
Przybywszy na odległość kilku metrów od drogi wiodącej do Parc-Saint-Maur, były sekretarz Mortimera, otworzył drzwiczki powozu, a wychyliwszy się na zewnątrz, rzekł do Scotta:
— Zawróć na lewe.. i jedz zwolna... Nie chcę, ażeby turkot powozu został dosłyszanym przez zamieszkujących w willach sąsiednich. Ujechawszy około dwustu metrów, za-