Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Komisarz ciągnął dalej:
— Żadna skarga nie została przeciw panu wniesioną przez zarządzającą hotelem. Powiadomiono mnie wprawdzie przed chwilą, że pan odmówiłeś złożenia swoich legitymacyjnych papierów, jakich zarządzająca żądać od pana miała wszelkie prawo; wszakże jest to drobnostka małej wagi wobec misyi, jaki, tu spełnić przychodzę.
— Jakaż to misya?... życzyłbym wiedzieć...
— Natychmiast panu opowiem.
— Będę mocno za to obowiązanym, ponieważ daremnie mój mózg wysilam nad rozwiązaniem owej zagadki.
— Wszak pan się nazywasz Edmund Béraud?
— Miałem już zaszczyt to panu powiedzieć.
— Opuściłeś Paryż przed trzydziestu laty.
— Tak.
— I udałeś się do Indyj.
— Tak... dla zdobycia majątku.
— Pierwsze chwile pańskiego pobytu w Indyach były dla pana bardzo ciężkiemi... Będąc jednakże wychowańcem szkoły górniczej, odważnym, pracowitym, inteligentnym, otrzymałeś wreszcie rezultat pożądany. Odkryte i eksploatowane przez ciebie kopalnie dyamentów przyniosły ci wielkie bogactwa. Do osiąganych korzyści z handlu dyamentami przyłączyłeś dochody z połowu pereł...
— Zaprowadzonego przezemnie w Ceylonie... Jesteś pan, jak widzę, doskonale poinformowanym, lecz pytam, dokąd to wszystko prowadzi?
— Przed miesiącem, ośmioma dniami, opuściłeś pan Kalkutę, z zamiarem przesiedlenia się do Francyi — ciągnął komisarz dalej — zatrzymałeś się w Obock, dla załatwienia tam swoich interesów...
— Zkąd pan znać możesz pomienione szczegóły? — zawołał Béraud.
— To pana nie obchodzi... Widzisz, że je znam i nie zaprzeczysz ich ścisłości.