Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dokąd panowie idziecie?
— Pod numer trzynasty.
— Lecz...
— Ani słowa więcej! — zawołał groźnie komisarz. — Zejdź do biura zarządzającej hotelem i pozostań tam...
— Lecz, panie...
Przybyły, odrzuciwszy zwierzchnie okrycie, ukazał z pod tegoż szarfę trójkolorowy, jaką był przepasany.
— Ach! przepraszam... — rzekł sługa hotelowy, kłaniając się z poszanowaniem. — Pan komisarz idzie pod numer trzynasty... Odgadliśmy, zatem...
I zbiegł prędko na dół po schodach uszczęśliwiony, iż sprawdziły się jego przewidywania.
Dwaj przybyli, wszedłszy na drugie piętro, zatrzymali się przededrzwiami pod wyż wymienionym numerem.
Edmund Béraud, ukończywszy właśnie ubranie, wziął w rękę kapelusz i miał wychodzić.
Posłyszawszy lekkie puknięcie do drzwi, zatrzymał się, słuchając. Zapukano powtórnie, silniej niż poprzednio.
— Wyraźnie tutaj ktoś puka... — rzekł były kupiec dyamentów...
I podszedł ku drzwiom, odsuwając zasuwkę, na którą zamknął się, jak wiemy, podczas pisania listów.

XXXII.

Ujrzawszy na progu dwóch nieznajomych, cofnął się nagle, korzystając z czego, komisarz wszedł wraz z agentem w głąb pokoju.
— Lecz, panie... — rzekł Béraud — pan mylisz się bez wątpienia.
— Nie sądzę... — odparł krótko przybyły.
— Do kogóż pan przychodzisz?
— Do pana.