Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czynienia z jakimś indywiduum, śledzonem przez policję, które po dokonanych na prowincyj różnych czynach, schroniło się do Paryża.
— Patrzyłeś zkąd pochodzą jego bagaże? — pytała zarządzająca.
— Patrzyłem... Mają one marki z Talonu do Paryża, a obok tego i inne angielskie, jakich odczytać niezdołałem. Zda się on przybywać z dalekiej obczyzny... lecz co nam do tego?
— Będę nalegała, aby mi oddał w porządku wszystkie papiery.
— Właściciel wdzięcznym pani za to pozostanie. Nasz hotel posiada dotąd nieskalaną sławę. Zejście policyi wiele zaszkodzićby mu mogło.
Uderzenie dzwonka z głębi jednego z apartamentów hotelowych, przerwało powyższą rozmowę. Obaj posługujący pobiegli szybko na schody, podczas, gdy młoda kobieta, zasiadłszy przed biurkiem, otworzyła regestrową księgę, zapisując w niej cyfry.
Fiakr z Edmundem Béraud jechał, jak powiedzieliśmy, w stronę ulicy Caumartin. Wjechawszy tam, zawócił na prawo, ku Saint-Lazare.
Arnold, stojący wciąż na czatach w bramie domu naprzeciw Hotelu Indyjskiego, zaniepokoił się mocno, dostrzegłszy, iż fiakr po złożeniu bagażów czekał przed hotelem. Niespokojność ta jego zamieniła się w trwogę, gdy ujrzał kupca dyamentów, wsiadającego do tego powozu i jadącego dalej.
Zaczął biegnąć prędko za wehikułem.
Skoro ten jednak zawrócił na ulicę Caumartin, wiodącą na bulwary, a dalej ku Saint-Lazare, odetchnął swobodnie.
Uciskająca go troska zniknęła.
— Nie tędy droga do banku... — rzekł sobie. — Godziny biurowe minęły, nie mam czego obawiać się teraz.
Biegnąc za fiakrem, którego konie szły wolno z przyczyny oślizgłego błota, Desvignes znajdował się o dziesięć zaledwie kroków od niego.