Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakiż interes miałeś u niego? Tłómacz się jasno.
Chłopiec, nie mając potrzeby zachowywania tajemnicy, opowiedział w krótkości cel swojej podróży, a zarazem i objaśnienia, jakie pragnął otrzymać od pana Peterson.
Chodziło o zdemaskowanie występnego człowieka, zbrodniarza być może, który przywłaszczył sobie cudze nazwisko, jakiego nosić nie miał prawa, nazwisko Arnolda Desvignes.
Jasność opowiadania młodego chłopca, utrwaliła wiarę w urzędniku, który go badał. Widocznie nie był on przemytnikiem, ani też żadną osobistością podejrzaną.
Nie było zatem powodu zatrzymywania go dłużej i urzędnik oświadczył Miticot’owi, że zostanie wypuszczonym na wolność.
— Mogę teraz napisać do Francyi? — zapytał chirurga.
— Bez wątpienia.
— Uczynię to po zobaczeniu się z panem Petersonem. Mógłżebym dziś się z nim widzieć?
— Dziś... nie! Pora już nazbyt spóźniona; zresztą, potrzebujesz spoczynku. Obiecuję ci jednak pójść jutro do pana Petersona, którego znam osobiście i przyprowadzę go tu do ciebie, ponieważ nie pozwalani ci jeszcze podnosić się z łóżka.
Uspokojony tą obietnicą Misticot noc przespał dobrze.
Nazajutrz około jedenastej, wszedł do niego chirurg w towarzystwie dżentelmena, w sędziwym już wieku, o nader łagodnej powierzchowności.
— Pan Jerzy Petersom... — rzekł lekarz — starszy z dwóch braci, a przebywający obecnie w Plymouth, raczył tu przyjść do ciebie me dziecię.
Jerzy Peterson mówił po francusku.