Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jedzmy obiad i uciekajmy! — zawołał Fryderyk. — Trzeba fatalizmu, ażebyśmy właśnie spotkali tego plotkarza... Kto on jest? jak się nazywa? zkąd nas zna? Ha! ów przyjaciel Agostiniego jest głupcem nad głupcami! Sędzi, że wie wszystko, a o niczem nie wie! Skoro de Nervey jest w Monte-Carlo, schwytamy go dzisiejszego wieczora jeszcze.
Po ukończonym obiedzie Fryderyk z Melanię wrócili do hotelu, oznajmiając, iż wyjeżdża ze swą żonę, panią Bertin, a zapłaciwszy rachunek, upakował bagaże, poczem oboje udali się na stacyę drogi żelaznej.
Pomimo jednak całego pośpiechu, nie zdołali się przygotować, jak na pociąg wychodzący do Monte-Carlo o w pół do dziewiątej wieczorem.


∗             ∗

Wróćmy jednak do Scotta i Haltmayera w chwili, gdy wchodzę razem do kasyna.
Zabawa się rozpoczęła.
Tłum różnorodny, którego większość stanowiła „złota młodzież,“ lekkomyślnie trwoniąca pieniądze, i damy z półświatka, zapełniała wspaniale uiluminowane ogrody, oraz salony, w których starano się roztoczyć powab wszelkiego rodzaju.
Haltmayer wraz z owym potępionym duchem Arnolda Desvignes, przeszedłszy ogrody, zwrócili się do sali gry, gdzie zbity tłum otaczał stoły.
Głębokie milczenie pozwoliło dosłyszeć monotonny głos kierującego partyą:
— Rozpoczynajcie grę, panowie!... Nie wychodzi... Mija czerwona... Nieparzysta wygrywa... — I tak dalej.
Powyższym wyrazom towarzyszył metaliczny dźwięk złota i szelest kolorowych banknotów, ściąganych grabkami krupiera.