Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

thier — odrzekł ów głos — iż jakiś pan oczekuje na dole, pragnąc widzieć się z nimi.
— Z pewnością to ów przyjaciel Agostiniego... — rzekła Melania, wyskakując z łóżka. — Ubiorę się prędko... Przyjmij go w pierwszym pokoju.
I rozpoczęła swą toaletę, podczas gdy Fryderyk, drzwi otworzywszy, polecił wprowadzić owego porannego gościa.
Melania, przywdziawszy peniuar i ułożywszy naprędce włosy, wyszła wraz ze swym kochankiem do przyległego pokoju.
Zastali tam mężczyznę, około lat czterdziestu mieć mogącego, bruneta, w niebieskich okularach.
— Raczcie mi państwo wybaczyć, iż was niepokoję tak rano — rzekł grzecznie się kłaniając. — Jestem znajomym, a nawet przyjacielem Agostiniego, mego współziomka. Moje tu przybycie ma na celu ułatwienie wam poszukiwań wicehrabiego de Neryey.
— Zatem pan wiedziałeś, że wczoraj przyjechaliśmy? — zapytała Melania.
— Tak, pani.
— Któż pana powiadomił, że mieszkamy w hotelu Włoskim?
— Niech to panią nie zadziwia... Wiem o wszystkiem, co się dzieje w Nicei.
— E... to jakaś niebezpieczna osobistość... — pomyślał Fryderyk.
— Zatem pan Jerzy de Nervey jest w Nicei? — badała dalej.
— Nie ma go, pani.
Oboje obecni wydali okrzyk zdumienia.
— Był tu jeszcze wczoraj — mówił ów mężczyzna w okularach — wyjechał wieczorem.
— Gdzie... dokąd?
— Gdzie teraz przebywa, nie wiem tego.