Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Głuchy na owo rozdzierające wezwanie, tłum przechodził obojętnie. Żadna ręka grosza jej nie podała.
A jednak uczucie litości jest rozwiniętem do wysokiego stopnia w sercach paryżan, wylewających łzy w teatrach na wzruszającym dramacie. Posiadają oni istotnie w duszach miłosierdzie i chętnie biegną na pomoc nędzy.
Nieszczęściem jednak, Joanna zwracała się do ludzi, śpieszących za swemi interesami, mocno zajętych, takich, którzy gdzieindziej składali jałmużnę, lub którzy może byli tak biednymi jak ona.
Zrozpaczona i wycieńczona, czuła, iż siły opuszczać ją poczynają, Zrobiła wszelako jeszcze ostatni wysiłek.
— Moja córka z głodu umiera... panie, miej litość nad nią i nademną!... — wyjąknęła, zwracając się do zbliżającego przechodnia.
Tym razem ów mężczyzna przystanął.
— Wejdź tu, biedna kobieto — rzekł, wskazując drzwi sklepu — tam dadzą ci chleba. — I odszedł.
Nieszczęśliwa matka spojrzała w kierunku wskazanym.
Na zawieszonej po nad drzwiami tablicy wyczytała te słowa:

Podział kęsa chleba.

Wydała okrzyk radości.
Niegdyś słyszała ona o owych dobroczynnych zakładach, otwartych za pomocą prywatnego miłosierdzia, w obecnem wszakże oszołomieniu zupełnie o tem zapomniała. Tu może było dla niej zbawienie!
Wzmocniona nadzieją, weszła do przysionka, w którym stojący mężczyzna wskazał jej drzwi, mówiąc:
— Proszę wejść!
Otworzywszy drzwi, znalazła się w wielkiej sali, zapełnionej stołami i ławkami.